Pobierz materiał i Publikuj za darmo
PAP: Przewodniczący Komisji Handlu Międzynarodowego w Parlamencie Europejskim Bernd Lange oświadczył w poniedziałek, że możliwe są zmiany w umowie handlowej zawartej pod koniec 2020 r. między Wielką Brytanią a Unią Europejską. Jak mówił, niektórzy posłowie "mają wątpliwości, czy zapisy umowy wystarczająco chronią UE przed ewentualnym dumpingiem podatkowym ze strony Wielkiej Brytanii", dlatego ratyfikacja nie jest przesądzona. Pani zdaniem to prawdopodobny scenariusz?
Elżbieta Łukacijewska: PE będzie głosował nad tym tekstem retroaktywnie - nad przepisami, które już obowiązują będziemy głosować prawdopodobnie podczas marcowej sesji plenarnej. Umowę udało się zawrzeć praktycznie w ostatniej chwili i niewykluczone, że posłowie zagłosują nad wprowadzeniem do niej zmian. Ostatecznie PE może również nie zatwierdzić samego tekstu umowy. Wtedy pozostanie procedura koncyliacyjna, czyli uzgodnienie tekstu z Radą Europejską i Komisją Europejską. Na razie trudno przewidzieć, który scenariusz się ziści. W PE właśnie rozpoczęły się prace w poszczególnych komisjach parlamentarnych, odpowiednich dla poszczególnych fragmentów tekstu - odpowiednią opinię będziemy opracowywać również w Komisji Transportu i Turystyki, której jestem członkiem.
Wszystko jest jeszcze możliwe - unijny negocjator Michel Barnier powiedział, że nic nie jest ustalone dopóki całość nie jest ustalona. Faktycznie istnieje obawa nierównej konkurencji, czyli tzw. dumping. Jeżeli Wielka Brytania poluzuje zasady podatkowe, czy choćby niektóre elementy polityki handlowej, np. wymogi środowiskowe, czy aspekty związane z prawami człowieka, to będzie mogła oferować nierówne warunki handlu. Może narzucić również nadmiernie wyśrubowane przepisy dla towarów z UE. Już dzisiaj otrzymujemy sygnały od przedsiębiorców, że nawet jeżeli nie ma taryf celnych, to istnieje całość transgranicznej biurokracji. Zjednoczone Królestwo planuje zaostrzenie wymogów sanitarnych i fitosanitarnych. Ci, którzy dostarczają towary do Wielkiej Brytanii, będą musieli mieć specjalne pozwolenia i dodatkowe certyfikaty. Dostosowanie handlu do nowych zasad spowoduje wzrost kosztów, co przełoży się znów na wzrost cen towarów i usług. Nasi przedsiębiorcy staną się mniej konkurencyjni.
PAP: Jak ocenia pani brexitową umowę handlową z perspektywy Polski?
E.Ł.: Po pierwsze, wszyscy mieliśmy nadzieję, że do Brexitu ostatecznie nie dojdzie - że rząd Theresy May wycofa się z zastosowania art. 50. Jest to proces bardzo kosztowny dla obu stron, z pewnością również i dla Polski. Wielka Brytania jest - a przynajmniej była przed wejściem umowy brexitowej w życie - drugim pod względem wielkości odbiorcą polskich produktów rolno-spożywczych, jednym z głównych odbiorców naszych usług transportowych i dla wielu małych przedsiębiorców kluczowym partnerem. Jeżeli pojawią się pozataryfowe bariery – zwłaszcza sanitarne i fitosanitarne – będą one skutkowały wzrostem kosztów dla naszych eksporterów. Dodatkowym obostrzeniom zostanie poddany transport drogowy - przewoźnik będzie mógł wykonać jedynie dwie operacje na terenie Zjednoczonego Królestwa, do tej pory Polacy zaspokajali 25 proc. brytyjskiego zapotrzebowania na transport międzynarodowy. To ogromne straty dla naszej gospodarki, a znalezienie nowych rynków zbytu nie jest takie proste. Po drugie, Polacy chętnie wyjeżdżali do Zjednoczonego Królestwa na studia w ramach programu Erasmus+, a teraz takiej możliwości nie będzie. Zapewne Brytyjczycy przygotują podobny program, ale nie będzie on bezpłatny i stanie się znacznie trudniej dostępny.
Dużo zmian czeka chętnych do pracy w Wielkiej Brytanii. Obowiązująca do tej pory swoboda przepływu osób ustąpi miejsca systemowi punktowemu, podobnemu jaki obowiązuje np. w Australii. Aby uzyskać brytyjską wizę, która umożliwia podjęcie zatrudnienia na wyspach, będzie trzeba zdobyć określoną liczbę punktów w procesie imigracyjnym. Kandydat lub kandydatka będzie musiała przedstawić sponsorowaną ofertę pracy, mieć opanowany język angielski na poziomie co najmniej B2, a jej wykształcenie i doświadczenie zawodowe musi być zgodne z potrzebami brytyjskiego rynku pracy. Polacy, którzy planują dłuższy niż sześciomiesięczny pobyt, będą zobowiązani ponadto do uiszczenia opłaty imigracyjnej. Ci, którzy już są na miejscu, mają trochę łatwiej - mogą ubiegać się o status osoby osiedlonej i cieszyć się prawami takimi, jak dotychczas. Muszą jednak wykazać, że w ciągu ostatnich pięciu lat co najmniej sześć miesięcy w roku spędzali na terenie Zjednoczonego Królestwa.
Naprawdę trudno dzisiaj przewidzieć dokładne skutki Brexitu i zawartego porozumienia dla UE i polskiej gospodarki. Dla nas najważniejsze jest, aby przepisy chroniły interes wspólnotowy, a Wielka Brytania zapewne chciałaby wolnego handlu, przede wszystkim dla usług finansowych, ale jednocześnie wolności w kształtowaniu swojej polityki handlowej i emigracyjnej, co jest absolutnie niemożliwe, bo stanowiłoby pogwałcenie zasad WTO. Co zaś tyczy się naszego kraju, to sądzę, że kluczowe jest przygotowanie samych przedsiębiorców do nowych wymogów. To przecież bardzo istotny rynek zbytu dla naszych towarów i usług. Zależy nam, aby obciążenia biurokratyczne były jak najmniejsze, chociaż trzeba jasno podkreślić, że ich nie unikniemy, bo Wielka Brytania nie jest już członkiem Wspólnego Rynku.
PAP: Chciałabym jeszcze odwołać się do pani doświadczenia samorządowego, zdobytego najpierw w pracy wójta Cisnej, a później posłanki. Na ile rozstanie z UE będzie odczuwalne dla mieszkańców Cisnej i innych małych, podkarpackich miejscowości?
E.Ł.: Społeczność gminy Cisna nie odczuje w znaczny sposób bezpośrednich skutków, a przynajmniej nie od razu. Niewielu mamy brytyjskich turystów. Nie korzystamy też z tamtejszych towarów i usług, bo nie jesteśmy gminą produkcyjną ani rolniczą. Praktycznie wszyscy mieszkańcy, w tym także ci młodzi znajdują zatrudnienie w sektorze turystyki. Pracują, rozwijają się, wykorzystują wsparcie unijne. Dla mojej gminy ważne jest, aby rządowy lockdown jak najszybciej się zakończył, bo w tej chwili nie mają jak zarabiać. Natomiast jeżeli weźmiemy pod uwagę całość województwa podkarpackiego, to nie należy zapominać, że jest to region, z którego bardzo wielu młodych ludzi wyjechało do pracy do Wielkiej Brytanii. Obecna sytuacja wykreuje tu poważny problem - zwłaszcza dla osób, które nie mają kierunkowego wykształcenia, dużego doświadczenia zawodowego i dotąd wyjeżdżały bez znajomości języka angielskiego, ucząc się go dopiero na miejscu. Nie zapominajmy też, że wielu Polaków studiowało na zasadach wymiany uczelnianej w Wielkiej Brytanii. Po Brexicie koszt studiów wzrośnie, bo nie będzie już wsparcia z programów unijnych.
PAP: Powiedziała pani o najważniejszych zmianach w kwestiach m.in. handlu, usług, emigracji, wymiany naukowej. A co czeka sektor transportowy?
E.Ł.: Zwiększy się liczba obciążeń administracyjnych, niezbędnych aby kontynuować działalność na terenie Zjednoczonego Królestwa. Wielu przewoźników już podjęło decyzję o wycofaniu się z wysp. Czekanie na granicy i poddanie się czynnościom celnym wiąże się z dłuższym czasem wykonania usługi, dodatkowymi kosztami i zaburza naszą konkurencyjność. Oczywiście, cały czas będą obowiązywały przepisy dotyczące delegowania pracowników w obszarze transportu. Jeżeli pracodawca będzie chciał, aby polscy kierowcy wykonywali pracę na terenie Wielkiej Brytanii, musi dostosować się do obowiązujących tam przepisów z zakresu prawa pracy, wynagrodzeń, układów zbiorowych, itd. Pojawią się też większe obostrzenia w prowadzeniu przejazdów kapotażowych. Transport drogowy będzie dozwolony jedynie bilateralnie, czyli dwustronnie - z Polski będzie można wieźć towar do Wielkiej Brytanii i z powrotem, ale jedynie z dwoma doładowaniami po drodze. Wcześniej można było pod drodze zawieźć towar do innego kraju, wykonać kabotaż i potem znowu jechać do Wielkiej Brytanii, czyli koszty się rozkładały, bo odpowiadały faktycznemu zapotrzebowaniu. Odnoszę zresztą wrażenie, że i Brytyjczycy zaczynają sobie uświadamiać, jak duże obciążenie stanowi dla nich rozstanie z UE. Sam koszt Brexitu oblicza się na ponad 203 mld euro. Dla porównania: w ciągu 27 lat obecności Wielkiej Brytanii w UE Brytyjczycy wnieśli do budżetu 215 mld funtów. To się najzwyczajniej w świecie nie opłacało.
PAP: To prawda. W Zjednoczonym Królestwie narastają obawy, a wraz z nimi nasilają się tendencje separatystyczne. W ostatnich dniach Szkocka Partia Narodowa wezwała brytyjski rząd do wypłacenia Szkocji wielomiliardowego odszkodowania za "niszczycielsko wysoką cenę", jaką zapłaci za wyjście z UE. Liderka ugrupowania, premier Szkocji Nicola Sturgeon postuluje referendum niepodległościowe.
E.Ł.: Nie zapominajmy też, że wiele dużych biznesów ze Stanów, Dalekiego Wschodu, czy Półwyspu Arabskiego umiejscowiło swoje europejskie centrale w Londynie, również dlatego że Zjednoczone Królestwo było częścią wspólnego rynku. Wiele państw może wycofać swoje inwestycje właśnie z powodu Brexitu, bo nie ułatwi im to dostępu do wspólnotowego rynku. Obawiam się, że dobra era dla Wielkiej Brytanii może się skończyć. To powinno być również przestrogą dla wszystkich tych, którzy uważają, że Polska poradzi sobie w pojedynkę, i że łatwiej być poza Unią.
Sytuacja Szkocji jest szczególna, ponad 60 proc. obywateli tego kraju głosowało za pozostaniem w Unii - nie dziwię się zatem, że są rozgoryczeni. Nie potrafię przewidzieć, jak potoczą się wewnętrzne sprawy w Wielkiej Brytanii. Mam nadzieję, że uda im się uporać z kryzysem, który już trwa.
Wracając do samej idei separatyzmów, to wydaje mi się, że wszędzie od czasu do czasu znajdą się tacy, którzy podburzają i wzywają do nacjonalizmu, zwiększając podziały społeczne. Teraz wszyscy znajdujemy się w wyjątkowo trudnym momencie. Pandemia spędza nam sen z powiek. Sprzyja raczej egoistycznemu patrzeniu na siebie, bo każdemu państwu zależy, by jak najszybciej z tego wyjść. Jednak nie obawiałabym się politycznych separatyzmów, a raczej ekonomicznego protekcjonizmu. Silniejsze wydaje mi się poczucie odpowiedzialności i świadomość, że przynależność do grupy zawsze stanowi wartość dodaną, a bycie samemu skutkuje osłabieniem i narażeniem się na sytuacje politycznie niekorzystne dla społeczeństwa.
PAP: A więc wierzy pani, że Brexit jednak nie spowoduje w UE kryzysu wiary we wspólnotę państw członkowskich?
E.Ł.: Jest wiele organizacji, które swoim działaniem usiłują osłabić taką nadzieję, ale – jak pokazują badania – mamy świadomość, że jedność jest siłą. Wszystko zależy od tego, w jakim stopniu społeczeństwo ulega populistom i kłamcom, a na ile zachowuje zdrowy rozsądek i trzeźwe myślenie. Spójrzmy na to, co się wydarzyło w Stanach Zjednoczonych, gdy podejście byłego prezydenta Donalda Trumpa naraziło tamtejszą demokrację. Mam nadzieję, że będzie to przestrogą dla wielu "gorących głów" na scenie europejskiej oraz polskiej.
PAP: PE ma być odpowiedzialny za budowanie nowych więzi z Wielką Brytanią. Jakie są na nie pomysły?
E.Ł.: Wiele dotychczasowych działań Wielkiej Brytanii i UE, a także fakt, że udało nam się w ostatniej chwili jednak zawrzeć „brexitowy deal”, pokazuje, że nadal łączą nas bardzo silne relacje. Nie wyobrażam sobie, aby Wielka Brytania nagle wprowadziła barykady, przesadne obostrzenie czy przepisy, które zahamowałyby niepotrzebnie przepływ usług i towarów. Niektóre kwestie mogą być co jakiś czas poddawane negocjacjom. Np. w zakresie polityki rybołówstwa co jakiś czas będą odbywać się negocjacje dotyczące szczegółowych kwot połowów, podobnie jak w zakresie granicy z Irlandią Północną. Wyspecjalizowane zespoły będą na bieżąco analizować skutki rozstania i tego, co ostatecznie zostanie przegłosowane w umowie brexitowej na rozwój UE i koszty, jakie będą ponosić kraje członkowskie. Możliwe są przecież zmiany rządów u Brytyjczyków. W jakiejś mierze niewykluczony jest również powrót do wspólnego stolika, wkroczenie na drogę powrotu do UE.
Rozmawiała Daria Porycka (PAP)
dap/
Źródło informacji: EuroPAP News
Pobierz materiał i Publikuj za darmo
bezpośredni link do materiału
Data publikacji | 15.01.2021, 14:43 |
Źródło informacji | EuroPAP News |
Zastrzeżenie | Za materiał opublikowany w serwisie PAP MediaRoom odpowiedzialność ponosi – z zastrzeżeniem postanowień art. 42 ust. 2 ustawy prawo prasowe – jego nadawca, wskazany każdorazowo jako „źródło informacji”. Informacje podpisane źródłem „PAP MediaRoom” są opracowywane przez dziennikarzy PAP we współpracy z firmami lub instytucjami – w ramach umów na obsługę medialną. Wszystkie materiały opublikowane w serwisie PAP MediaRoom mogą być bezpłatnie wykorzystywane przez media. |