Newsletter

Prof. Pełczyński/ Powstanie: przykry temat i przykre wspomnienia

29.07.2014, 12:28aktualizacja: 29.07.2014, 12:28

Pobierz materiał i Publikuj za darmo

Powstanie warszawskie "nie tylko było źle przygotowane, ale w ogóle nie miało sensu, bo nie było wiadomo, jaki cel miało osiągnąć" – powiedział PAP prof. Zbigniew Pełczyński. Dla niego powstanie to "przykry temat i przykre wspomnienia".

Emerytowany profesor filozofii politycznej związany z Pembroke College (1957-92) zaznacza, że "z powodu braku broni i braku koncepcji" bardzo wcześnie rozczarował się do powstania. Choć były momenty, gdy zdawało mu się, że Niemców uda się pokonać, "to momenty euforii i iluzji wolności bardzo prędko się wyczerpywały".

"Wyrzucenie Niemców z Warszawy, trzymanie ich poza Warszawą do czasu wkroczenia Rosjan i wreszcie samo wejście Rosjan to były cele pisane palcem na wodzie. Nie było żadnych przesłanek, by domniemywać, że tak się stanie" – zaznaczył.

Prof. Pełczyński, który w czasie powstania służył w kompanii B1 pułku "Baszta" sądzi, że od samego początku było ono skazane na zgubę, ponieważ powstańcy byli niedozbrojeni. Tylko 1/3 jego kompanii skierowanej do zdobywania budynku SS na Mokotowie miała jakąkolwiek broń i już w pierwszym ataku jego kompania poniosła duże straty.

89-letni naukowiec mówi, że oddolne parcie młodzieży do wywołania powstania jest "legendą". Według niego sama koncepcja powstania pojawiła się dopiero na 7-10 dni przed jego wybuchem.

"W sekcji saperskiej szkolono nas w obchodzeniu się z materiałami wybuchowymi, wysadzaniu mostów itp. Mieliśmy wejść do akcji, gdy Niemcy będą się wycofywać – rozbrajać ich, utrudnić odwrót itd. W pewnym momencie zauważyłem, że makiety mostów, na których się szkoliliśmy zastąpiły makiety domów. Wtedy stało się jasne, że scenariusz walki zupełnie się zmienił" – wspomina.

"Mimo że zorientowaliśmy się w tej zmianie koncepcji, nie można było tego kwestionować. Byliśmy po przysiędze, poczuwaliśmy się do obowiązku wykonania rozkazów i ufaliśmy, że nasi dowódcy wiedzą, co robią" – dodaje.

"Trzeba rozróżnić masę powstańców, do której ja należałem i dowódców. Trzecim elementem był rząd londyński, który powstanie sankcjonował. Każda z tych stron podchodziła do powstania z różnymi wyobrażeniami" – mówi.

"Dowództwo chciało wielkiego gestu podkreślającego znaczenie i wartość całego AK-owskiego ruchu. Rząd w Londynie liczył, że powstanie, jeśli się uda, zwiększy jego siłę przebicia w międzynarodowych negocjacjach nt. przyszłej Polski. Premier Stanisław Mikołajczyk dał Komendzie Głównej AK wolną rękę: róbcie powstanie pod warunkiem, że się uda. Tymczasem z założenia nie mogło się udać, bo było oparte na super optymistycznych założeniach" – tłumaczy.

Pełczyński krytykuje Wodza Naczelnego PSZ gen. Kazimierza Sosnkowskiego, że - jak mówi - "umył ręce" wyjeżdżając do 2 Korpusu we Włoszech w czasie, gdy Komenda Główna AK rozważała decyzję o powstaniu i nie sprecyzował jasno swego stanowiska – ani nie popierając, ale też i nie zakazując powstania.

"Gdyby Sosnkowski zdecydowanie zabronił wybuchu powstania, to prawdopodobnie, by nie wybuchło, ponieważ dowództwo AK podlegało mu, ale skoro przedłużył pobyt u gen. Władysława Andersa, to decyzja znalazła się w gestii władz politycznych w Londynie (rządu Mikołajczyka). Te z kolei scedowały ją na delegata rządu w porozumieniu z dowództwem AK" – wskazuje.

"10 sierpnia powinienem był zginąć podczas nalotu, bo schroniłem się w domu, który był celem nalotu. Na dom spadła bomba i zostałem pogrzebany pod gruzami. Wokół mnie ludzie konali w piwnicy, a ja, jako jedyny przeżyłem, bo odkopano mnie po czterech godzinach. Po raz drugi uszedłem z życia, gdy znalazłem się w niemieckim potrzasku. Trzeci raz o mało nie zginąłem w masowych bombardowaniach Mokotowa 24-25 sierpnia. Byłem uderzony odłamkiem gruzu i do dziś pozostało mi wklęśnięcie czaszki. 6-8 godzin trwał koszmar ewakuacji kanałami, gdzie śmierć czyhała na każdym kroku" – relacjonuje swoje przeżycia.

"W mojej kompanii zginęło ok. 40 proc. stanu osobowego, wielu szlachetnych, zdolnych młodych ludzi, studentów, specjalistów. Jestem rozgoryczony powstaniem i tymi wspomnieniami. Zupełnie nie było rozeznania w sytuacji międzynarodowej, które powinno przyjść z Londynu. Londyn powinien był powstania zakazać, a nie pozostawiać dowództwu AK wolnej ręki. To była pomyłka. Dla mnie przykry temat i przykre wspomnienia" – podsumowuje.

Prof. Pełczyński jest emerytowanym profesorem filozofii politycznej na Uniwersytecie w Oxfordzie (Pembroke College). W czerwcu z okazji 25. lat wyborów 4 czerwca 1989 r. został odznaczony przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w rozwijaniu polsko-brytyjskiej współpracy naukowej i uczelnianej. (PAP)

asw/ ls/

Pobierz materiał i Publikuj za darmo

bezpośredni link do materiału
Data publikacji 29.07.2014, 12:28
Źródło informacji PAP
Zastrzeżenie Za materiał opublikowany w serwisie PAP MediaRoom odpowiedzialność ponosi – z zastrzeżeniem postanowień art. 42 ust. 2 ustawy prawo prasowe – jego nadawca, wskazany każdorazowo jako „źródło informacji”. Informacje podpisane źródłem „PAP MediaRoom” są opracowywane przez dziennikarzy PAP we współpracy z firmami lub instytucjami – w ramach umów na obsługę medialną. Wszystkie materiały opublikowane w serwisie PAP MediaRoom mogą być bezpłatnie wykorzystywane przez media.

Newsletter

Newsletter portalu PAP MediaRoom to przesyłane do odbiorców raz dziennie zestawienie informacji prasowych, komunikatów instytucji oraz artykułów dziennikarskich, które zostały opublikowane na portalu danego dnia.

ZAPISZ SIĘ